„Granatowy 44” – Grzegorz Kalinowski – recenzja

Nie wiem, dlaczego sięgając po tę książkę, miałem już pełne wyobrażenie na jej temat. Może dlatego, że twórczość Grzegorza Kalinowskiego znam dość dobrze, bo czytał chyba większość z tego do dotąd napisał. No więc byłem przekonany, że będzie to dobry kryminał osadzony w rzeczywistości historycznej. A że tym tłem jest Powstanie Warszawskie, tym bardziej chciałem przeczytać tę powieść by zanurzyć się w świecie przywróconym do życia przez pisarza. W końcu na etosie Powstania Warszawskiego wychowałem się podobnie jak całe moje pokolenie. W szkole średniej czytałem z wypiekami na twarzy „Kolumbów rocznik 20” Bratnego a w telewizji oglądałem świetny serial na podstawie tej książki. Później brałem wszystko co wpadło mi na temat powstania w ręce, poczynając od książek wspomnieniowych przez historyczne, a na powieściach kończąc.

Przez lata zmieniały się moje poglądy na temat powstania i celowości jego wybuchu, ale to co pozostanie ze mną na zawsze to szacunek dla ludzi, którzy w wtedy chwycili za broń by wreszcie, po latach ustępowania miejsca na chodniku niemieckim żołnierzom, stanąć z nimi do walki.

Dlatego do każdej książki opowiadającej o powstaniu podchodziłem zawsze z pewną nabożną czcią licząc, że odnajdę w niej ten zapamiętany z mojej młodości dreszcz powstańczej emocji i młodzieńczego entuzjazmu jaki udzielał mi się zawsze, gdy czytałem” Zośkę i Parasol”. Nic z tego tu nie ma. I chyba dobrze, bo czas na Powstanie spojrzeć chłodnym okiem. Okiem Kalinowskiego, który napisał ksiązke inną niż się spodziewałem.

Książka „Granatowy 44” nie jest peanem na temat powstania. Nie jest też kryminałem w powstaniem w tle.  Owszem jest to powieść sensacyjna, w której bardzo istotną rolę pełni pewna zagadka. Próbuje rozwikłać ją główny bohater komisarz Rybski, współpracujący z podziemiem granatowy policjant. Ale ta intryga, którą cały czas mamy gdzies w tle jest raz bardziej raz mniej widoczna. Mam wrażenie, że autor poświęcił ją celowo, dla ukazania wojennej i powstańczej rzeczywistości. Bo ta książka to nie tylko powieść o Powstaniu. To również złożona historia okupacji, wypełniona po brzegi ludzkimi losami i dramatycznymi wyborami. To również ciekawa opowieść o granatowej Policji, którą postrzegamy zazwyczaj poprzez pryzmat haniebnych zachowań służących w niej szmalcowników, i zdrajców nie mając pojęcia o tym jak wielu było tam ludzi, którzy pod przykrywką wykonywania niemieckich rozkazów służyli polskiemu podziemiu.

A Powstanie, które jest główną osią książki nie ma w sobie nic z taniego heroizmu. Jest z początku pełne entuzjazmu by z czasem spowszednieć i zmienić się w krwawe brudne i śmierdzące gównem z kanałów. I może dlatego jest tak wiernie i dobrze namalowane. Mimo, że Kalinowski przestawia Powstanie niemal dzień po dniu, tydzień po tygodniu, to jednak unika pułapki kronikarskiego zapisu powstańczych zmagań. Jego historia jest jak zbiór czarnobiałych fotografii przedstawiających dramatyczne powstańcze wydarzenia, zarejestrowane chłodnym obiektywem aparatu fotograficznego. Z tych luźnych zdjęć utkał sensacyjno-historyczna powieść, wobec której nie da się przejść obojętnie. I wcale nie przeszkadzało mi, że to nie jest rasowy kryminał. No i jeszcze jedno. „Granatowy 44” trochę za szybko się kończy.

 

Dodaj komentarz