„Bez atu” feministyczny kryminał Barbary Gordon

Ta mini-powieść Barbary Gordon jest jak stara pocztówka z wakacji o wyblakłych kolorach, jednak w jakiś niewytłumaczalny sposób przyciągająca tym co zastygło na starym zdjęciu. A tam jezioro, las żaglówka i ludze, którzy swoją młodość przeżyli tak dawno temu, że wydaje się to wręcz niemożliwe żeby mogło się kiedyś wydarzyć. Jezioro Kierskie w Kiekrzu pod Poznaniem, w latach siedemdziesiątych to kurort całą gębą, a dziś jak ta kartka, trochę bez blasku i wabiącego magnetyzmu. Nawet ośrodek wypoczynkowy dla milicji, jeden z najlepszych w kraju zamknięty na cztery spusty i zrujnowany… Ale książka rozgrywa się w czasach świetności kierskiego kurortu. Akurat w Poznaniu odbywają się Międzynarodowe Targi, targowe towarzystwo bawi się w kierskich domach wypoczynkowych głośno i radośnie do białego rana, a dźwięki piosenek Krzysztofa Krawczyka płyną po tafli jeziora i odbijają się od ściany lasu. O świcie w jednym z ośrodków FWP sprzątaczka natrafia na zwłoki jednego z gości. Szybko okazuje się, że ktoś wyeliminował go z zabawy za pomocą zastrzyku ze strychniny. Wezwani na miejsce zdarzenia milicjanci biorą się do roboty. A wśród nich pewna młoda, dobrze zapowiadająca się milicjantka, która musi nie tylko radzić sobie ze śledztwem ale także ze starszymi kolegami, którzy traktują ją jak osobliwe zjawisko ,próbujące wniknąć, jak ta strychnina, w zdrową tkankę męskiego, milicyjnego organizmu. Ale ona im wszystkim jeszcze udowodni… Co udowodni? A, no przeczytajcie i się przekonajcie. Tylko to nie będzie takie proste. Trzeba poszukać na jakiejś aukcji internetowej, bo ta powieść to biały kruk z lat siedemdziesiątych.

Dodaj komentarz