Kapitan Jan Żbik wkracza do akcji

„Piszę do ciebie powoli, bo wiem że ty też czytasz powoli” – pisał milicjant do milicjanta. Ten i wiele innych dowcipów o funkcjonariuszach MO opowiadano sobie w czasach PRL-u. Milicja nigdy nie miała dobrego odbioru w społeczeństwie. Kojarzyła się źle, bo wielu jej  funkcjonariuszy nie należało do orłów intelektu. Ci inteligentni wiedzieli że trzeba coś z tym zrobić. Należało ocieplić wizerunek milicjanta. Tylko jak to zrobić skutecznie?

„1967 r. generał Tadeusz Pietrzak, komendant Milicji Obywatelskiej, stwierdził, że trzeba poprawić wizerunek milicji w oczach młodego pokolenia. Posługując się przystępną formą pokazać jak trudna i niebezpieczna jest taka robota. Na Bazarze Różyckiego pokazały się wtedy komiksy (…). Komiksy były nowością, która spotkała się z entuzjastycznym przyjęciem”[1] – opowiadał w wywiadzie dla tygodnika Przekrój emerytowany milicjant, pułkownik Władysław Krupka. Podczas jednej z narad w Komendzie Głównej Milicji Obywatelskiej stwierdzono, że obraz milicjanta w społeczeństwie nie jest taki jakby Milicja Obywatelska chciała, żeby był. Trzeba więc było dotrzeć do masowego odbiorcy, by w sposób bezbolesny i najlepiej zawoalowany przekazywać propagandowe treści. Zadanie opracowania szczegółów otrzymali pułkownik Zbigniew Gabiński, dyrektor Oddziału Kontroli, Badań i Analiz KG MO i ppłk Władysław Krupka, który w KG MO kierował specjalną komórką, której zadaniem było tworzenie, jakbyśmy to dziś nazwali, odpowiedniego PR milicji, poprzez kontakty z filmowcami, literatami i dziennikarzami. Obaj pułkownicy stanęli na wysokości zadania i w krótkim czasie opracowali plan stworzenia dwóch serii wydawniczych. Jedna miała zostać skierowana do młodzieży więc jako nośnik odpowiednich treści wybrano historie obrazkowe, na Zachodzie zwane komiksem.

W PRL komiksów w zasadzie nie było, pojawiały się tylko od czasu do czasu w gazetach krótkie historyjki obrazkowe z dymkami. Zeszytowe wydania docierały do Polski z Europy Zachodniej i USA, przywożone przez osoby wyjeżdżające na delegacje lub przez marynarzy. Nie można było w PRL bezkrytycznie kopiować wzorców z krajów kapitalistycznych i dlatego wymyślono więc nazwę – ,,kolorowe zeszyty”. Krupka i Gabiński zaproponowali swoim przełożonym wydawanie serii komiksów dla dzieci i młodzieży, oraz serii opowiadań kryminalnych dla dorosłych.

Popularne „Żbiki” zaczęły ukazywać się od 1968 roku, nakładem wydawnictwa Sport i Turystyka. Do 1982 roku w ramach tej serii ukazały się 53 zeszyty w łącznej liczbie ponad 11 milionów egzemplarzy. Pomysłodawcą serii i twórcą postaci kapitana Żbika był płk. Władysław Krupka, który jak się szybko okazało ma pewne zacięcie literackie. Sam zaczął pisać scenariusze do kolejnych Żbików, tylko od czasu do czasu pozwalając by ktoś o większym literackim doświadczeniu wspomógł jego wysiłki. Tandem Gabiński i Krupka zdawali sobie sprawę, że sukces komiksu to dobra grafika. Dlatego postawili na najlepszych rysowników w kraju, zlecając im opracowanie swoich pomysłów. Do współpracy zaproszono więc Grzegorza Rosińskiego, Jerzego Wróblewskiego i Grzegorza Sobala i Stanisława Polcha.

Komiksowe przygody milicyjnego bohatera szybko podbiły serca młodych czytelników. Żbiki stały się towarem pożądanym i poszukiwanym, a każdy nowy numer rozchodził się jak cieple bułki. Te milicyjne kryminały dla młodzieży opowiadały o trudnej pracy milicji Obywatelskiej, skomplikowanych śledztwach i niełatwej pracy funkcjonariuszy, która jednak daje im satysfakcję z dobrze wykonanej roboty zwieńczonej zawsze na końcu pochwyceniem sprawcy. Niektóre śledztwa komiksowe były całkowicie fikcyjne, ale cześć opierała się na autentycznych sprawach kryminalnych jak choćby komiks ,,Kocie Oko” opowiadający historię z 20 sierpnia 1962 roku, kiedy to włamywacze obrabowali bank w Wołowie, kradnąc dwanaście milionów złotych.

Najważniejszą postacią w każdej książeczce jest oczywiście Kapitan Żbik. Nieprzypadkowo ten milicjant otrzymał nazwisko pochodzące wprost z niezwykle popularnej serii przedwojennych kryminałów Nasielskiego. Tam bohaterem był komisarz Bernard Żbik. Milicjanci postanowili więc wykorzystać fenomen jego popularności, tym bardziej że wielu starszych czytelników dobrze pamiętała starego Żbika.

(Krupka tłumaczył później, że jego wybór nie miał nic wspólnego z przedwojennym komisarzem, a raczej chodziło mu o to ze jego milicjant będzie sprytny i ruchliwy jak żbik)

„Doszliśmy do wniosku, że dla bohatera, którego zamierzaliśmy powołać do życia kapitan byłby najlepszym stopniem służbowym. To już bardzo przyzwoita szarża, a jednocześnie taki oficer może być jeszcze młody, a już dojrzały. (…) Oryginalnego wzoru nie mieliśmy. Postanowiliśmy dopasować fizjonomię najprzystojniejszego oficera. (…) Natomiast osobowość Żbika to połączenie cech wielu oficerów, których znałem i z którymi współpracowałem[2] – wspomina pułkownik Krupka.

[1] Alex Kłoś, Akuszer Żbika, Tygodnik Przekrój, 12 maja 2002, nr 19/2968

 

[2] Alex Kłoś, Akuszer Żbika, Tygodnik Przekrój, 12 maja 2002, nr 19/2968

 

Dodaj komentarz