Koneser

 

– Nie wie pani czego szef chce ode mnie? – zwrócił się major Adam Reszko do sekretarki swego przełożonego pułkownika Michalaka,

– Nie mam pojęcia –odpowiedziała. – Wrócił do siebie kilka minut temu i kazał mi natychmiast wzywać pana majora. Wygląda na bardzo zdenerwowanego.

– Trudno – uśmiechnął się Reszko. – Zresztą i tak zaraz się dowiem o co chodzi.

Pułkownik miał powody do zdenerwowania, bo miejscowości Lipno zginął funkcjonariusz. Zabili go najprawdopodobniej ludzie, którzy okradli i podpalili miejscową cerkiew. Major na polecenie pułkownika rozpoczyna śledztwo. Jedzie do Lipna, zaraz po nim przyjeżdża do Lipna pułkownik.

– Każdego się tutaj spodziewałem, ale nie ciebie. Stało się coś? – mówi zdziwiony major

– Właściwie nic specjalnego. (…) jesteś niezadowolony? – dziwi się pułkownik.

– Nie, dlaczego.

A gdy major i pułkownik wyjeżdżają z Lipna, postanawiają wysłać tam incognito młodego oficera, porucznika Żabika. Jego nazwisko przypomina komiksowego Żbika tak bardzo, że zecer składający książkę popełnił błąd i Żabik na chwilę stal się Żbikiem. Niestety nie kapitanem.Oficer ów przyjeżdża do Lipna z żoną udając letników, ale zaraz wyjeżdża, bo potrzebny jest Reszce w Warszawie. A tam się sporo dzieje, bo…Najpierw dowiadujemy się kto zabił, i w zasadzie, dlaczego i w ogóle prawie wszystkiego się dowiadujemy, a więc napięcia żadnego nie udało się autorowi stworzyć, mimo że jest przemyt, pościg przez całą Polskę i nawet wybuchająca bomba. Tyle, że ten wybuch miał przestraszyć, a tak naprawdę… szkoda gadać. Koneser Jana Andrzeja Kaczmarczyka to kryminał pozbawiony dynamiki, zwrotów akcji, barwnych postaci i błyskotliwych dialogów, czyli tego wszystkiego czym powieść kryminalna powinna się cechować. Za to ma intersującą okładkę no i dzieje się w PRL-u

Dodaj komentarz