Smutny finał wycieczki ze Sztokholmu

„Zakopane, Zakopane, słońce góry i górale” – śpiewał zespół „Sztywny pal Azji” w 1987 roku. Ach te Zakopane w czasach PRL-u. Pamiętam je doskonale, bo zdarzyło mi się być tam aż dwa razy. Pierwszy raz w latach siedemdziesiątych wypoczywałem z mamą w domu wczasowym Związku Nauczycielstwa Polskiego a drugi raz w połowie lat osiemdziesiątych spędziłem kilka dni w jakimś hotelu, którego nazwy nie pamietam. Pamiętam za to te sklepy z pamiątkami, przepełnione restauracje i tłumy na Krupówkach, górali w góralskich strojach i ciupagę którą przywiozłem do domu. To właśnie w takiej scenerii górskiego kurortu lat osiemdziesiątych rozgrywa się akcja powieści Jerzego Edigeya „Wycieczka ze Sztokholmu”.

Do Zakopanego przyjeżdżają szwedzcy turyści – Ralf Persson z żoną Gunhild w towarzystwie swojego asystenta Marka Dańca, Polaka urodzonego w Szwecji. Asystent jest potrzebny bo Persson jest bogatym przemysłowcem i ma prowadzić w Polsce rozmowy biznesowe. Jest jeszcze drugie szwedzkie małżeństwo Ragnar Osterman partner biznesowy Perssona który przywozi ze sobą znacznie młodszą od siebie żonę Ingę i sekretarkę Margaretę Andersson. Szwedzi, jak to bogaci przybysze z Zachodu odwiedzający kraj szczęśliwych robotników, chłopów i inteligencji pracującej spędzają tu miło czas szastając na prawo i lewo obcą walutą. Mieszkają w ekskluzywnym hotelu Kasprowy a wieczorami piją polską wódkę i tańczą na dancingu w popularnej restauracji Nosal. Kto wie, może didżej puszcza im do tańca piosenkę o Zakopanym w wykonaniu rockmanów z Chrzanowa. 

Nic więc dziwnego, że wokół grupy kręcą się ludzie, którzy lubią szelest dolarowych banknotów – przewodnik turystyczny Andrzej Szaflar i cinkciarz Franek Bujak o wdzięcznym pseudonimie Karate, Ta turystyczna idylla trwałaby zapewne tak długo jak planowali to Szwedzi w porozumieniu ze swoim biurem turystycznym, jednak jak to zwykle w kryminale bywa przerywa ją tragiczne zdarzenie. Pani Gunhild w trakcie dancingu idzie do toalety przypudrować nosek i niestety już nie wraca. Okazuje się ,że została zabita ciosem karate wymierzonym w głowę. Czyli fachowa robota. Na domiar złego znika bransoleta ze złota wysadzana drogimi kamieniami warta jakieś dziesięć tysięcy dolarów. Sprawa więc jest na tyle poważna, że śledczy porucznik Motyka musi się liczyć z tym że Warszawa będzie kontrolować śledztwo. W końcu, jakby nie patrzeć jest to międzynarodowa afera kryminalna. Nic więc dziwnego, że do Zakopanego wkrótce przyjeżdża oddelegowany do nadzorowania śledztwa podpułkownik Janusz Kaczanowski. No i całe szczęście, że bierze sprawy w swoje ręce bo Motyka jest młody i jak to góral trochę narwany. Podejrzewa oczywiście przewodnika Szaflara i cinkciarza Franka Karate. Ale Kaczanowski jest tam po to by śledztwo skierować na właściwe tory. Jego interesują wzajemne stosunki panujące w Szwedzkiej grupie turystów. Może się wgryźć w materię socjologiczno-obyczajową obcokrajowców bo doskonale zna angielski. Podobnie zresztą jak porucznik Motyka. Wszak wiadomo, że oficerowie milicji byli doskonale wykształceni i przygotowani do pracy w różnych, także obcojęzycznych środowiskach, na co dowody mamy w niejednej milicyjnej powieści kryminalnej a także w filmach. Kapitan milicji zagrany przez Andrzeja Łapickiego posługuje się bezbłędną francuszczyzną w filmie „Gdzie jest trzeci król” a porucznik Borewicz był przecież na placówce dyplomatycznej w Londynie.

Wycieczka ze Sztokholmu to powieść o niezbyt skomplikowanej intrydze kryminalnej, jednak warto po nią sięgnąć by przypomnieć sobie Zakopane z dawnych lat i czasy kiedy za dolary można było kupić wszystko…No prawie wszystko. Na niektóre produkty cały czas obowiązywały kartki.

Książki wysłuchałem w wersji audio w doskonałym wykonaniu Leszka Filipowicza.

Dodaj komentarz