W poniedziałek wszystko się może zdarzyć

„Najgorszy jest Poniedziałek” Jerzy Edigey

„Nie lubię poniedziałku” komedia” Tadeusza Chmielewskiego z 1971 roku to w zasadzie klasyka gatunku. Film opowiada o tym dlaczego poniedziałek jest dniem, w którym nic się nie może udać. A nawet jeśli coś idzie dobrze to i tak się w końcu wykopyrtnie bo w ten cholerny poniedziałek nic nie ma szans powodzenia. Gdy Jerzy Edigey pisał swoją poniedziałkową powieść film musiał już być kilkukrotnie wyświetlony w telewizji, a kto wie czy nie hulał dalej po prowincjonalnych kinach. Więc pisarz znał go na pewno i jeśli wcześniej nie miał żadnego stosunku do poniedziałku to po obejrzenia tej komedii wiedział już że to dzień w którym można zacząć snuć kryminalną historię.

Tego dnia do mecenasa Mieczysława Ruszyńskiego, swoją drogą całkiem sympatycznego gościa który jest koneserem kobiecej urody, szczególnie rozsmakowanym w płomiennowłosych paniach, przychodzi pewna kobieta. Jest już późno i zespół adwokacki (w PRL-u adwokaci byli zatrudnieni w zespołach adwokackich bo prywatne kancelarie jako kapitalistyczny przeżytek nie mogły funkcjonować) już jest właściwie zamknięty. Ale interesantka ma szczęście bo jako właścicielka rudych włosów zostaje przyjęta i potraktowana z należytą atencją. Wkrótce Ruszyński zapomina o włosach i skupia się na sprawie. Kobieta twierdzi że jej czteroletni synek Miecio został porwany. Pani Helena Kowalska bo tak nazywa się matka Miecia twierdzi, że spuściła go z oczu tylko na chwilę i dziecko zniknęło. Milicjanci są zdania że chłopczyk mógł wpaść do Wisły, bo jak inaczej wytłumaczyć to znikniecie. Przecież u nas, w socjalistycznym kraju zjawisko takie jak kidnaping nie ma prawa istnieć. Tylko na zgniłym Zachodzie przestępcy porywają dzieci dla okupu, ale u nas nie ma przecież milionerów gotowych zapłacić za porwaną osobę fortunę. A „za te polskie dwa tysiące” jak pisała o średniej pensji w piosence „Okularnicy” Agnieszka Osiecka nie ma sensu porywać kogokolwiek i w ogóle brać się do bandyckiej roboty.

Mecenas jednak dochodzi do wniosku, że coś w tych milicyjnych ustaleniach się nie zgadza. Sam zabiera się za wyjaśnienie sprawy, bo nie może patrzeć na załzawione oczy pięknej mamy. No i w takiej sytuacji porywacze jeśli to ich sprawka, nie mają już żadnych szans, a milicyjne śledztwo dotąd niemrawe i nierokujące nabiera nowej dynamiki.

„Najgorszy jest poniedziałek” to całkiem zgrabnie napisany kryminał. Czyta się go znakomicie, a do tego jeszcze język jakim się posługuje autor jest jak zawsze u Edigey znakomity. Co prawda Barańczak pisał o nim w „Książkach najgorszych „że szeleści jak przeżute papier mache, ale ja lubię ten Edigeyowski szelest, bo jest on tak bardzo nasz, że słuchanie sprawia mi zawsze dużą przyjemność. I jeszcze jedno mecenasa Miecia Ruszyńskiego nie da się nie lubić. To swój chłop i brat łata, więc kibicujemy mu z wielką przyjemnością. Takiemu gościowi nie może się nie udać, ale to nie oznacza że będzie łatwo.

Audiobooka wysłuchałem w ciekawej interpretacji Tomasza Ignaczaka.

Dodaj komentarz