Narodowi kiwacze czyli o sytuacji bez wyjścia

          W dawnych czasach, gdy grałem w piłkę na podwórku, mówiliśmy o niektórych kolegach, znanych podwórkowych dryblerach, że potrafią „zakiwać się na śmierć”. O co chodziło? Taki kiwacz podczas meczu, gdy tylko dostał podanie szedł do przodu, robił zwody i uniki a wszystko sam bez podawania do kolegów. Efekt zazwyczaj był taki, że w końcu trafiał na zawodnika nie do przejścia. Kiwacz zostawał z niczym, ku uldze kolegów z drużyny którzy często i gęsto tłumaczyli mu później że w piłę się gra zespołowo. A jak do gościa nie trafiały słowne argumenty to po meczu szukano zupełnie innych.

Dziś, gdy patrzę na to co dzieje się w kraju mam wrażenie, że niektórzy zawodnicy są na dobrej drodze do zakiwania się ostatecznego i nieodwracalnego. Właśnie widzimy, jak kardynał Dziwisz pada na murawę kompletnie zaplątany w kłamstwa i przemilczenia. Facet jest w dość kiepskiej sytuacji, bo zostały mu tylko dwa wyjścia, żeby jakiś wybrnąć z fatalnej sytuacji. Albo weźmie całą winę na siebie i przyzna, że nie informował papieża o przypadkach pedofilii wśród hierarchów, żeby go nie kłopotać bolesnymi sprawami, albo przyzna, że JPII o wszystkim wiedział. Oczywiście jest jeszcze trzecie wyjście, czyli milczenie. W tym KK jest arcymistrzem. W każdym razie kiwacz Dziwisz zakiwał się kompletnie i każde rozwiązanie jest dla niego i dla jego instytucji kompletną porażką wizerunkową.

Jest jeszcze jeden kiwacz, który nadal próbuje kiwać wszystkich i nawet wydaje mu się że jest blisko bramki. Superminister Bezpieki i prezes wszystkiego Kaczyński, genialny strateg i Ojciec Narodu, któremu władza wymyka się właśnie z rąk, wezwał do obrony Partii i kościołów swoich zwolenników. No i bandyci z całej Polski przyjechali do Warszawy na Narodową rozróbę, pobili i poranili kilkudziesięciu policjantów, napadli na empik, podpalili przypadkowe mieszkanie, stojaki do rowerów, śmietniki i jak zwykle pozrywali kostkę brukową. Narodowe Święto czasu Narodowej Pandemii zamienili w Narodowy pokaz Wstydu i Hańby a Ojciec Narodu schował się tchórzliwie za plecami swoich ochroniarzy i chyba jeszcze trzęsie się ze strachu, bo jak dotąd ten Narodowy Superminister nie odezwał się, nie wystąpił, nie wezwał, nie zganił, nie pochylił się, nie zatroskał i nie zrobił nic.  Zakiwał się na śmierć? Obawiam się, że niestety jeszcze o tym nie wie i te jego Narodowe podrygi będziemy obserwować przez jakiś czas, póki nie odejdzie na polityczną emeryturę, wynoszony z placu boju przez swoich najbliższych współpracowników, którzy już widzą, że kiwanie w jego wykonaniu to chocholi taniec. Poniosą go do lamusa historii, tam gdzie zaraz za nim trafią wszystkie materialne i niematerialne pomniki jego nikczemnej wielkości. I w ten oto sposób Emerytowany Ojciec Narodu stanie się żywym pomnikiem Narodowego Obciachu. Oby jak najprędzej.

 

Dodaj komentarz