Opowiastki Kieszonkowego Satrapy część 6

Kieszonkowy Satrapa podrapał kota za uchem, a ten mruknął zadowolony.

– Ty masz dobrze – rzekł spoglądając nań z czułością. – Nikt nie robi ci krzywdy, nie zamierza cię rytualnie zarżnąć, ani nawet nie trzyma cię w klatce, żeby potem przerobić na futrzaną czapkę.

Kot mruknął znowu jakby zrozumiał co jego właściciel chciał mu powiedzieć, ale on myślami był zupełnie gdzie indziej. Patrzył na faceta w okularach z krzywą gębą, który stał w przepisowej odległości trzech metrów od jego biurka wyprężony ja struna.

– To co z tym twoim rządem zrobimy teraz? – zapytał Kieszonkowy.

– Oni jeszcze walczą – stwierdził Krzywy.

– Obaj? – zdziwił się Satrapa.

– Miękki już całkiem wymięka a Twardy jeszcze bardziej stwardniał.

– Czego chcą?

– Twardy wszystkiego co się da a Miękki czegokolwiek.

– Dobra, to potrzymaj ich jeszcze niepewności i powiedz Oślizgłemu, żeby jego telewizja dalej nie zapraszała nikogo od Twardego, żeby go jeszcze zmiękczyć, a od Miękkiego niech zapraszają, żeby go utwardzić.

– I co dalej zrobimy?

– Dalej sprawa jest prosta – Kieszonkowy Satrapa zatarł ręce swoim zwyczajem. – Z Miękkiego zrobimy znów wicepremiera i damy mu ministra Działek Pracowniczych, a Twardemu odbierzemy wicepremiera i damy mu ministra Kutrów Rybackich.

– Zaraz, ale miało być mniej ministerstw.

– A kto to pamięta? Oślizgły mówił, że ciemny lud wszystko kupi, zwłaszcza że ma od nas pieniądze. Grunt, żeby Twardemu odebrać ministerstwo Prawa i Niesprawiedliwości. Niech teraz zbiera teczki na rybaków.

– He, he, he … A kogo damy tam za niego?

– Na jego miejsce…hm – Kieszonkowy Satrapa spojrzał w okno, za którym zbierały się chmury, słychać było uliczny zgiełk, warkot silników, pokrzykiwania ludzi, i muzykę disco polo. Jego ciemny lud zajęty był prowadzeniem nowych starych-samochodów, rozmowami przez smartfony, oglądaniem netfilxa, piciem wódki a od czasu do czasu biciem żon i dzieci, czyli samymi przyjemnymi sprawami. Na politykę i protesty nie miał czasu ani chęci. – Na jego miejsce damy byle kogo. Najlepiej jakiegoś gościa co to jeszcze nie rządził, tego małego, no jak mu tam… Golasa.

– Ale przecież oni są na prawo od ściany…

– Nie ważne kim są. Jeśli im damy władzę, to oni Twardego raz dwa zmiękczą i docisną do tej prawej ściany, a my wtedy zajdziemy go z lewej!

– Ależ to jest świetny plan! – Krzywy rozłożył ręce, jakby chciał przygarnąć do siebie Kieszonkowego Satrapę, ale zaraz je opuścił. Wódz nie lubił być przytulany. Co innego kot. On to uwielbiał. Znowu mruknął, kiedy poczuł drapanie za uchem.

– Tylko, że ludzie będą gadać, że miało być inaczej, a tu to ministerstwo kutrów i to drugie… – Krzywy wyraził jeszcze ostatnią wątpliwość.

– Nic się nie martw. Wygłoszę orędzie do mojego narodu. I dam im to na co czekali od dawna.

– Prawo i sprawiedliwość? – ucieszył się Krzywy.

– To już mają przecież. Powiem im, że moim kraju nie będzie można już nigdy więcej dręczyć zwierząt.

– O mój Boże, to genialne posunięcie.

Kieszonkowy Satrapa pokiwał głową. Wiedział, że posunięcie jest genialne. Ludzie tak jak on kochali  zwierzęta,  za to nikt nie lubił Twardego. Zresztą on też go nie lubił. Więc nie zapłacze po nim pies z kulawą nogą, ani nawet kot. Tylko co z tym Ministerstwem Kutrów Rybackich? Trzeba by jeszcze zakazać połowu ryb, żeby se nie myślał… Ochrona zwierząt ma jednak potencjał.

 

 

Dodaj komentarz