Powieść milicyjna nadchodzi. Zły przeciera szlaki.

Koniec lat pięćdziesiątych, czyli okres po październiku 56 roku i później lata sześćdziesiąte ubiegłego wieku, to okres znacznego poluzowania ram opresyjnego systemu komunistycznego w Polsce. Czas rządów I sekretarza KC PZPR Władysława Gomółki to tzw. „Mała stabilizacja”. Pojęcie to zostało zaczerpnięte z tytułu „Świadkowie albo nasze mała stabilizacja” sztuki Tadeusza Różewicza z 1962 roku, która doskonale diagnozowała społeczny wymiar okresu post stalinowskiego.Wydaje się, że jest to bardzo trafne określenie tego okresu, kiedy to sytuacja w Polsce Ludowej poprawiła się na tyle, że przynajmniej w początkowym okresie rządów Gomułki można mówić o „odwilży” i pewnej otwartości w polityce wewnętrznej, liberalizacji w sektorze gospodarczym i co ważne także złagodzenie rygorów w sferze kultury. Czas socrealizmu w sztuce skończył się nieodwołalnie. Pojawiła się więc szansa na to by w polskiej literaturze mógł powrócić gatunek, który zniknął w okresie stalinowskim.

W latach pięćdziesiątych w Polsce powieść kryminalna w zasadzie nie istniała, ponieważ nie miała racji bytu. Trudno byłoby kryminałowi wpasować się w stalinowską rzeczywistość, w której przestępczość jako taka nie mogła istnieć. Jedynym rodzajem przestępczej działalności, o której mówiło się w prasie, to działania reakcyjnego podziemia, wrogich zachodnich wywiadów i szpiegów, którzy próbowali sypać piasek w tryby socjalistycznej gospodarki.

Przełom na polskiej literackiej scenie sensacyjno-kryminalnej nastąpił w 1955 roku, gdy na półkach księgarń pojawiła się powieść Leopolda Tyrmanda „Zły”. Pisarz, ale przede wszystkim dziennikarz Tyrmand otrzymał zamówienie z wydawnictwa Czytelnik na napisanie powieści o warszawskich bikiniarzach i chuliganach. Już sam fakt, że wydawnictwo chciało wydać taką powieść świadczyło o tym, że zbliża się odwilż.

 

Dla powieści kryminalnej to było nowe otwarcie po latach nieistnienia. Jednak „Zły”, mimo pewnych cech charakterystycznych dla powieści kryminalnej, tak naprawdę kryminałem nie jest. Wacław Forajter, autor pracy „Zły Leopolda Tyrmanda jako literatura środka” uważa, że jest to: „(…) to plebejska epopeja. Plebejskość u Tyrmanda polega na ustawicznym odwoływaniu się do folkloru miejskiego i kultury popularnej; epickość zaś polega na uwzniośleniu przedstawianego świata – na wyposażeniu bohaterów i fabuły w rekwizyty heroiczne, a także na wpisaniu w przedstawiany świat etosu przyzwoitości.”[1]Powieść Tyrmanda trudno jednoznacznie sklasyfikować. Można o niej powiedzieć, że jest romansem kryminalnym, albo kryminałem z rozbudowanym, może nawet nadmiernie wątkiem romansowym. Bohaterem książki jest samotny mściciel, człowiek, który walczy z podłością świata i sam wymierza sprawiedliwość. To bohater ludowy, taki jak Zorro, Robin Hood czy nasz swojski polsko-czeski Janosik. A cała warstwa kryminalna i sensacyjna osadzona jest mocno w realiach powojennej, ciągle zrujnowanej i mozolnie podnoszącej się z gruzów stolicy.

                                                                    Leopold Tyrmand w swoim samochodzie, 1958 r. (Fot. Lucjan Fogiel

Emigracyjny popularyzator twórczości Tyrmanda, Henryk Daśko pisząc o fenomenie powieści oceniał, że Tyrmand sukces zawdzięczał swojemu, nieprzeciętnemu, talentowi narracyjnemu i darowi obserwacji (…)

Książka była największym sukcesem wydawniczym powojennej prozy polskiej. Złego czytali wszyscy; nigdy przedtem ani nigdy potem nie powstała książka, która w podobny sposób elektryzowałaby wszystkie środowiska czytelników; z wyjątkiem Marka Hłaski żaden pisarz nie zdobył tak błyskawicznego rozgłosu.”[2]

Mimo, że w powieści pojawiają się postaci milicjantów, nie można jeszcze Złego zakwalifikować jako powieść milicyjną. Ta dopiero miała nadejść, bo taka była potrzeba czasu.

[1] Forajter W. Zły Leopolda Tyrmanda jako literatura środka. Warszawa 2007

[2] Henryk Daśko Wstęp do dziennik 1954 Tyrmanda

 

Dodaj komentarz